Wiedza wzmacnia

Rozmowa z Izabelą Zawadzką, tancerką, choreografką, pedagożką

aAaAaA

fot. Monika Szufladowicz

Hanna Raszewska-Kursa: Zdrowy tancerz nie od razu był podcastem. Najpierw poprowadziłaś warsztaty o regeneracji, mobilności, sile i profilaktyce urazów, potem cykl warsztatowy. Teraz jest podcast.

Izabela Zawadzka: Pomysł zrodził się, kiedy zaczęłam pracować w szkole. Uczniowie przywiązują dużą wagę do naszych rozmów, a nigdy nie ma na nie wystarczającej ilości czasu, bo musimy realizować program, czyli uczyć się tańca w praktyce. Szukałam sposobu, jak dzielić się doświadczeniami i spostrzeżeniami, nie zużywając lekcji. Sama słucham podcastów, więc to była dla mnie naturalna forma. Na przygotowanie się zdobyłam stypendium KPO. To, że ktoś uznał, że takie działanie jest potrzebne, bardzo mnie ucieszyło, bo wiele razy aplikowałam o różne granty i stypendia, a to jest pierwsze, jakie mi przyznano.

Mówisz, że ten podcast to miejsce, gdzie sztuka spotyka naukę.

W świecie tańca od dawna krąży wiele mitów, które wciąż się powiela. Że jak usiądziesz, to ci spuchną nogi, że jak będziesz jeść chleb, to cała spuchniesz, że długie rozciąganie jest świetne i przynosi efekty. To są przekonania dawno obalone przez naukę. Chcę popularyzować aktualną wiedzę stosowaną przez sportowców. Środowisko sportowe, i profesjonalne, i niezawodowe, jest bardziej zorientowane na to, co się dzieje w ciele niż środowisko taneczne. W ramach podcastu chcę poszerzać taneczną perspektywę na podstawie nowych badań z fizjologii czy dietetyki.

Trwałość niektórych mitów z obszaru pracy z ciałem jest zastanawiająca.

Rok temu na szkoleniu Flexibility & Mobility u Bartosza Kuca dowiedziałam się, że już jako uczennica szkoły baletowej mogłam być rozciągana w zupełnie inny, znacznie zdrowszy sposób. Bartosz przedstawił badania z 1998 roku, wtedy zaczęłam chodzić do szkoły. Wyniki pokazały, że trzydzieści sekund statycznego rozciągania wykonywane codziennie przez sześć tygodni przyniosło znaczący wzrost zakresu ruchu. Okazało się, że trzydzieści sekund wystarczy, aby uzyskać wzrost elastyczności! A ja byłam uczona metodami radzieckimi, czyli przez przytrzymywanie pozycji przez godzinę, dwie. W rezultacie nie czuję dziś pewnych partii ciała, bo byłam rozciągana na siłę i ciało odcięło się od tego. Ta wiedza była dostępna i nauczyciele mogli z niej korzystać, ale z różnych powodów tak się nie stało – między innymi na pewno z powodu trudności z dostępem. Dziś dostępność jest zupełnie inna i można wiele informacji znaleźć dużo łatwiej, w tym za darmo, a jednak nadal rozciągamy się na siłę. Zamiast pracować mądrze, pracujemy ciężko, ale ciężko w ten negatywny sposób. System szkolnictwa artystycznego wciąż nie jest powiązany z tym, co się dzieje w sporcie, a przecież trenujemy czasami więcej niż sportowcy. W zakresie teorii niestety jesteśmy bardzo do tyłu.

Dlaczego szkolnictwo artystyczne nie zawsze nadąża za nowymi odkryciami? To odruchowe powielanie tego, jak samej było się uczoną? Czy strach przed sięganiem po medycynę sportową, żeby nie naruszyć stricte artystycznego wizerunku?

Bliżej mi do tej pierwszej sugestii. To schemat, w którym wielu osobom jest wygodnie. To, że ja chcę pogłębiać swoją wiedzę, jest moją indywidualną chęcią rozwoju. Już nie mam w sobie przyzwolenia na powielanie rzeczy, które się nie sprawdzają. Przecież ciągle coś się odkrywa. Przykładowo, dopiero niedawno pojawił się na szerszą skalę temat powięzi. Dawniej uważano, że nie jest użyteczna, skupiano się na mięśniach, ścięgnach i kościach. A potem okazało się, że powięź ma wielkie znaczenie i zaczęto ją analizować.

Skończyłaś szkołę baletową, byłaś tancerką, koryfejką, solistką, pedagożką. Potem Pedagogika Baletowa, Podyplomowe Studia Menadżerskie, kursy. Skąd u Ciebie chęć rozwoju?

Już w szkole lubiłam obserwować. Miałam wzrok wyczulony na ciało. Teraz wydaje mi się to trochę śmieszne, ale wtedy uważałam się za bardzo świadomą tancerkę, bo przychodziłam wcześniej, rozciągałam się, przygotowywałam do lekcji, nigdy nie wbiegałam na ostatnią chwilę… Na tamten moment rzeczywiście byłam świadoma, ale nie wiedziałam, jak daleko to jeszcze może sięgać. I kiedy zaczęły się wydarzać kontuzje, skręcenie kostki czy wypadnięcie rzepki, zaczęłam inaczej patrzeć na swoje ciało. Po operacji kolana, w wieku dwudziestu jeden lat, na początku czułam, że mogę nie wrócić do wcześniejszej sprawności. Ból i blokada kolana po operacji zmieniły moją świadomość. Wiele osób to potwierdza, mówi, że kontuzja to moment, kiedy w ogóle zaczyna się ciało dostrzegać. Bo ucząc się tańczyć, zwykle uczy się ruchów, a nie prawdziwej świadomości ciała, która ma swoje warstwy. Kiedy niedomagasz, a taniec to jedyna rzecz, którą robisz, zaczynasz myśleć inaczej. Poza tym zawsze interesowała mnie medycyna. Jako dziecko i nastolatka do obiadu oglądałam operacje na Discovery. Moich rodziców mdliło, kiedy to widzieli, a ja byłam zafascynowana, właśnie z powodu ciała. Jeśli chodzi o konkretne o kursy, to zaczęłam od BlackRoll Trainer, weekendowego kursu o rolowaniu, a wybrałam go dlatego, że akurat zaczął być modny.

Słowo wyjaśnienia: rolowanie to automasaż wałkiem, zgadza się? Gładkim albo z wypustkami, twardszym, miększym.

Tak jest. Wałkiem, piłeczkami i innymi akcesoriami. Wcześniej rolowałam się po swojemu i w sumie nie wiedziałam, jak to robić fachowo. Na weekendowym kursie otrzymałam taki zastrzyk wiedzy, że spróbowałam rocznego kursu na trenera medycznego – terapeutę ruchowego BlackRoll Therapy. Nie wiedziałam, czy uda mi się przez niego przebrnąć, bo jest kierowany do fizjoterapeutów i doświadczonych trenerów, a ja takiej wiedzy nie posiadałam. Ale ukończyłam go. I to był game changer. Uważam, że większości rzeczy, których się tam dowiedziałam, powinnam zostać nauczona w szkole. Żeby później wzrastać jako świadoma tancerka, wiedzieć, jak dbać o swoje ciało w tym niełatwym zawodzie. I ta nauka cały czas trwa, nie przestaję poszerzać wiedzy.

Najpierw uczyłaś w Niepublicznej Szkole Sztuki Tańca w Białymstoku, potem związałaś się z OSB w Łodzi. Jak wplatasz edukację teoretyczną w program praktycznej nauki tańca?

Nie mam przestrzeni, żeby zrobić wszystko, co bym chciała. Staram się wprowadzać teorię między treściami programowymi. Łatwiej jest nadgonić umiejętności taneczne aniżeli budować siebie jako świadomego człowieka. Bez myślenia nie ma tancerza. Mogę trzaskać program do oporu, ale potem uczniowie kończą szkołę i co? Często bardzo zdolne osoby rezygnują z zawodu i w ogóle nie widzą się w tym świecie, bo po prostu za mało o nim wiedzą. Bywa, że nie znają żadnych zespołów tańca współczesnego, bo widzieli tylko Teatr Wielki w swoim mieście i Polski Balet Narodowy. Przez dziewięć lat tylko to mają przed oczami. I ja też tak byłam kształcona. Po szkole uważałam, że tylko balet jest ważny, a taniec ludowy i współczesny to coś gorszego. Jak można wtedy otworzyć głowę szerzej? Absolwenci aplikują do kilku zespołów baletowych i jeśli się do nich nie dostają, to często porzucają myślenie o tańcu i zajmują się czym innym. Jeśli nie angażujemy się w zachęcanie ich do poznawania współczesnego świata, nie mówimy o Nederlands Dans Theater czy o Sharon Eyal, to sama ta świadomość się nie zbuduje.

A co u Ciebie sprawiło, że inne języki tańca doceniłaś jako równie ważne, co balet czy europejski taniec klasyczny?

Po ukończeniu szkoły nie dostałam się do żadnego zespołu baletowego, który by mi odpowiadał. Najlepszą propozycją, jaką dostałam, było „Mazowsze”. Nienawidziłam wtedy tańca ludowego. Moja mama mówiła, że dziadek byłby dumny, że ten zespół to hoho, a ja byłam załamana. Te dziewięć lat przy drążku, te pointy, ta miłość do baletu, a pracować będę w ludowym… I okazało się, że jest super. Że codziennie mam lekcje klasyki, które podtrzymują moją formę. Że ludowy w zespole to niesamowicie ciężkie zajęcie. Że to lubię i że wiele się uczę. W życiu nie miałam takiej kondycji jak wtedy, kiedy pracowałam w „Mazowszu”! Nie byłam fizycznie przygotowana do wykonywania tego zawodu, i nie tylko ja. Pierwszy rok w „Mazowszu” to dla wielu osób po szkołach baletowych kontuzje – kolana u chłopaków, osłabienie u dziewczyn. Ale Ty pewnie zmierzasz do tańca współczesnego, którym zajęłam się potem.

Oczywiście.

Otóż wtedy nie wiedziałam, co to jest improwizacja, bo w szkole nikt mi o tym nie powiedział. I nie wiedząc, że to właśnie to, chodziłam sama do sali, jak to nazywałam – potańczyć. Ciało wołało o inny rodzaj ruchu, coś tam siedziało i szukało ujścia. Na scenie musiał był uśmiech, wszystko na wesoło, a ja potrzebowałam więcej. Zaczęłam jeździć na zajęcia z modal jazz underground do Kamy Giergoń do Warszawy, i to było coś wspaniałego. Po siedmiu latach w „Mazowszu” dojrzałam do zmiany. Uważałam, że jestem beznadziejna i nigdzie się nie dostanę, ale dostałam się do rewiowego Teatru Sabat, Baletu Dworskiego Cracovia Danza i do jazzowego Kieleckiego Teatru Tańca. Zdecydowałam się na Kielce, bo tego chciałam się uczyć. I dużo się dzięki temu zmieniło w mojej głowie i ciele. Wtedy też zaczęłam jeździć za granicę poznawać język ruchowy GaGa i to było odkrycie kolejnej warstwy świadomości ciała. Poczułam, że od tego powinno się zaczynać, od poczucia, że mamy ręce, nogi, łopatki, których nie widzimy, szyję, że ruch jest naturalny dla ciała.

A kiedy zaczęła w Tobie rosnąć choreografka?

Jeszcze jako uczennica zgłosiłam się do wewnątrzszkolnych eliminacji na Konkurs Choreograficzny w Bytomiu. Moja przyjaciółka dostała się z wesołą choreografią w kolorowym kostiumie, ale ja z choreografią o zakonnicy – nie. Potem w „Mazowszu” kierowniczka baletu zaproponowała mi, żebym ułożyła coś w technice tańca współczesnego na Międzynarodowy Dzień Tańca, i zrobiłam to. Te pierwsze próby były drogą do uwolnienia emocji, których nie mogłam uwolnić na scenie. I tak to poszło, a to etiuda na licencjat na UMFC, a to coś innego. Dostawałam pozytywny feedback, zajęłam drugie miejsce na konkursie choreograficznym w Mościcach, Kielecki Teatr Tańca umożliwił mi prezentowania swojej rzeczy na Wieczorze Młodych Choreografów, a potem dostałam od dyrekcji propozycję stworzenia całego spektaklu.

Dygresja odnośnie pozytywnego feedbacku: w wielu szkołach wciąż pokutuje przekonanie, że podkreślanie mocnych stron uczniów i uczennic tylko rozpieszcza.

Podczas nauki trzeba pracować nad brakami, ale kiedy uczę, staram się raczej wzmacniać pozytywne rzeczy niż skupiać się na minusach. Nie chcę tworzyć wrażenia, z którym sama wyszłam ze szkoły, że więcej nie mam niż mam. W mojej szkole bardziej zwracało się uwagę na braki i w rezultacie potem nie umiałam reagować na pochwały, nie umiałam odnaleźć się w sytuacji, w której ktoś mówi o mojej pracy coś dobrego. W ogóle system nauczania, w którym występuje „ja i wy” zamiast doświadczania wspólnego „my”, gdzie uczymy się od siebie nawzajem, nie jest najzdrowszy.

W Kielcach byłaś solistką, a to najwyższy poziom w hierarchii zespołu. Zrezygnowałaś jednak i wybrałaś freelance.

Dwanaście lat pracy w instytucjach zdusiło moją osobowość. Rozwinęło mnie bardzo jako tancerkę, ale też doprowadziło do punktu, w którym potrzebowałam się uwolnić. Od powtarzalności, od systemu, który nie do końca szanuje mnie jako człowieka, od dwuzmianowego trybu pracy, który zabiera życie, od pewnych sytuacji mobbingowych. Chciałam spróbować czegoś innego. Siedem i pięć lat to dużo. Czułam, że po trzech latach docieram najwyżej jak mogę w danym miejscu i przestaję się rozwijać. Nie chciałam stać się tą tancerką, która siedzi pod drążkiem i czeka na koniec dnia, która narzeka, która dokucza młodszym. Bałam się, że to się wkradnie, że przestanę doceniać comiesięczną pensję i bezpieczeństwo. Podczas pracy w Kieleckim poznałam wielu freelancerów i zaczęłam rozważać to jako opcję. Chciałam zobaczyć, jak to będzie, kiedy będę mieć mniej. Udało mi się wtedy nawiązać współpracę z Teatrem Wielkim – Operą Narodową, co miało znaczenie. Decyzja o rezygnacji z dóbr, jakie na etacie miałam na co dzień, pozwoliła mi dostrzec, ile pracy i pieniędzy trzeba zainwestować, żeby w ogóle zaistnieć. Nie jest to łatwe, ale jest ciekawe.

I wybuchła pandemia, a Ty na pół roku straciłaś możliwość pracy.

I w końcu odpoczęłam. Po tylu latach mogłam się wyspać. Zainteresować sobą jako człowiekiem, zorientować, że ja w ogóle jestem, że jestem ważna, że mogę robić różne rzeczy oprócz pracy, że mogę pojechać tu czy tam. To mi dało nową przestrzeń na myślenie o zawodzie. Bardzo razi mnie, kiedy komuś się jego praca nie podoba, a nie próbuje nic zmienić. Negatywne zastawienie nie popycha do przodu, ściąga w dół. To zbyt piękny zawód, żeby tak go traktować. Jest wystarczająco trudny, z wystarczająco wieloma rzeczami trzeba się w nim mierzyć, nie ma co dokładać sobie narzekania i marazmu.

W podcaście oprócz zdrowia fizycznego mowa też o kwestiach psychologicznych, na przykład o emocjach towarzyszących kontuzjom. To ważne, bo kiedy wie się, że inne osoby przeszły przez podobne rzeczy, można poczuć się mniej samotną i mniej przestraszoną.

Mamy wtedy więcej wiedzy, jak sobie poradzić i czego się spodziewać. Gdyby na przykład wiedziało się z góry, ile czasu może zająć powrót na scenę po zerwaniu więzadła ACL, może łatwiej byłoby przez to przejść.

O tym rozmawiałaś z Karoliną Kardasz. W drugim odcinku gościła uczennica szkoły baletowej, a tematem były zaburzenia odżywiania. Co dalej?

Dalej będzie o świadomości ciała, o metodzie Lowena, o kolejnych rodzajach kontuzji, o tym, że kontuzje nie dyskwalifikują z zawodu. A potem zobaczymy, ale na pewno nie będzie nudno.

<p class="text-align-right">16-07-2025</p>

Izabela Zawadzka – tancerka, pedagożka, choreografka, terapeutka ruchowa – trenerka medyczna, menedżerka kultury. Absolwentka Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Łodzi, Pedagogiki Baletowej UMFC, Podyplomowych Studiów Menadżerskich dla Twórców, Artystów i Animatorów Kultury UW, certyfikowana trenerka BlackRoll®. Wieloletnia solistka i pedagożka w „Mazowszu” i Kieleckim Teatrze Tańca. Jako tancerka związana m.in. z Teatrem Wielkim – Operą Narodową i W&M Physical Theater w Kanadzie. Jako asystentka choreografa Douglasa Lee współpracuje z Teatrem Wielkim w Łodzi. Autorka spektakli, laureatka konkursów choreograficznych. Uczy w OSB w Łodzi, jest twórczynią podcastu Zdrowy tancerz. Współtwórczyni kolektywu UNITED LIMBS. Stypendystka KPO i MKiDN.

Oglądasz zdjęcie 4 z 5