Powstańcy
Co dla Pani/Pana znaczy być szczęśliwą/ym, reż. Katarzyna Szyngiera, Muzeum Powstania Warszawskiego

fot. Katarzyna Stefanowska/Muzeum Powstania Warszawskiego
Powstańcy, jak to Polacy, mają o powstaniu różne zdanie. A co myślą na inne tematy? Reżyserka Katarzyna Szyngiera zadała im pytanie: „Co dla Pani/Pana znaczy być szczęśliwą/ym?”. Z odpowiedzi powstał spektakl wyprodukowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego, które od lat zaprasza artystów teatru do upamiętnienia rocznicy antyniemieckiego zrywu. W tym roku przypada 81 rocznica tej tragedii. Latem i jesienią 1944 roku zginęło miasto a wraz z nim około dwustu tysięcy osób. A co z tym szczęściem?
Szyngiera wraz ze współautorką scenariusza, Weroniką Murek, próbują wyjść poza perspektywę owych 63 dni – chwały lub horroru, jak kto woli. Twórczynie interesuje życie po powstaniu. Informacji o nim szukają w Domu Powstańców Warszawskich. Związanych z tym miejscem jest obecnie dwudziestu uczestników i uczestniczek walk, których średnia wieku (jak informują napisy) wynosi 97 lat. W spektaklu wzięło udział dziesięcioro z nich. Zarejestrowane na wideo rozmowy (prowadzone w grupie i indywidualne) oglądamy na ekranie, który zdaje się wiszącym kamieniem, fragmentem starej ściany. Obraz jest rozmyty, jakby ze starej taśmy.
Scena mieści się w jednej z muzealnych sal, pod kadłubem i skrzydłami repliki bombowca Liberator B-24. Na niektóre jego elementy założono robione na drutach wyszywanki (scenografia, kostiumy i światło – Milena Czarnik). Ciepło kolorowej włóczki, jasne i barwne kostiumy występujących na scenie Marcina Czarnika, Aleksandry Matlingiewicz oraz perkusisty Marcina Ułanowskiego, są jak barykada, chroniąca przed wojenną traumą. I jest to barykada powstańcza – skazana na porażkę.
„Siedem powstań. Jak mogło nie być warszawskiego”? Pyta retorycznie Jerzy Czerski wskazując na historyczną prawidłowość, która w jakiś sposób tłumaczy tę „największą polską tragedię”. „Nie radziłbym” – odpowiada z kolei na pytanie o wskazówkę dla dzisiejszej młodzieży, która marzy o wojnie. Z kolei Irena Paśnik zapytana, czy puściłaby wnuczkę na powstanie, odpowiada „oczywiście”. A czy będzie okazja? „Jestem przekonany” – twierdzi Stefan Maciąg i przerywa wywiad. O przeszłości, choćby najstraszniejszej, opowiadał ze swadą. To nagłe załamanie głosu i odejście od kamery jest jednym z najmocniejszych momentów spektaklu. Czy naprawdę tkwimy w wojennej pętli, która rozluźnia się tylko po to, by znów zacisnąć?
Teatr nie ma szans w konfrontacji z żywym świadectwem. Szyngiera dobrze to rozumie, ma doświadczenie w pracy ze świadkami historii i trudnymi tematami, czego dowodem spektakle o relacjach polsko-ukraińskich: Сварка (swarka) (Teatr im. H. Konieczki w Bydgoszczy, 2015) i Lwów nie oddamy (Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie, 2018). Powstańcze opowieści oprawia w muzykę i podkreśla kilkoma prostymi symbolami (wspomniana włóczka, domowa lampa z abażurem). Aktorzy nie tyle odgrywają scenki, ile podkreślają wypowiedzi powstańców, wrzucając je na muzyczny pas transmisyjny. Czarnik i Matlingiewicz melorecytują i śpiewają. Grają oszczędnie, bo i ryzyko jest spore. Przed lub po ich występach widzimy i słyszymy obszerne fragmenty materiałów źródłowych – i porównujemy.
Patrząc na bohaterów 1944 roku można odnieść wrażenie, że powstanie nadal trwa. Być może dlatego, że w spektaklu występują w roli świadków historii, zebranych w miejscu, które tę historię upamiętnia, przy okazji rocznicy. Istnieje jednak inna odpowiedź, bardziej ponura. Są strażnikami pamięci, pilnowanymi przez pamięć. Ciągle wzruszeni składaniem przysięgi i zakładaniem opaski – jak Zbigniew Daab. Wciąż – jak Wanda Teresa Chmielewska – wściekli na „dowódcę idiotę”, którego rozkaz sprawił, że żołnierz spłonął żywcem. Wspominają straconych krewnych, towarzyszy broni i nadal łudzą się – jak Stanisław Lipiński – że gdyby zdobyto lotnisko bielańskie, to Amerykanie przylecieliby z odsieczą. Po tej wypowiedzi Czarnik śpiewa kąśliwą piosenkę o USA, a na ekranie pojawia się animacja Natana Berkowicza z samolotami, które zrzucają coca-colę i lucky strike’i. Twórcy przedstawienia nie wygłaszają antywojennych manifestów, co nie znaczy, że ich poglądy są przezroczyste.
Spektakl ma wyraźną konstrukcję i jest podzielony na rozdziały, ale dzięki muzyce Bartosza Dziedzica zachowuje płynność. Oparta na elektronicznych brzmieniach i żywej perkusji balansuje od niemal industrialnego hałasu do popowych zgoła melodii. Muzeum Powstania ma spore zasługi w tematycznych produkcjach muzycznych. O tym, że nie powinno spoczywać na laurach, uświadomiły mi tegoroczne uroczystości na placu Krasińskich, gdzie ze sceny dobiegała piosenka z refrenem „godzina W / uuu uuuu”. Mit powstania jest silny i powszechny, nic dziwnego, że osuwa się w kicz. Co dla Pani/Pana znaczy być szczęśliwą/ym? stawia opór takim tendencjom. Niestety rocznicowe spektakle znikają po kilku graniach. Jedyna nadzieja w Teatrze Telewizji, któremu już zdarzało się przenosić produkcje Muzeum na mały ekran.
Formą odpowiedzi na tytułowe pytanie może być zadowolenie powstańców z żołnierskiego statusu. Podpowiadają sobie, gdzie szyć mundur. Cieszą się z odznaczeń i wojskowych awansów, taktownym milczeniem zbywając absurd sytuacji, w której średnio rozgarnięty pułkownik, wręczając promocję oficerską, co chwila wpada na rafy metryki. Dzielny jest jednak i wrażliwości się nie kłania. Życzy więc dziewięćdziesięciotrzyletniemu podporucznikowi kolejnych stopni, zapewniając, że świetny będzie z niego żołnierz. Ale są i tacy, którzy zdają się być wciąż na służbie. Choćby Daab, pseudonim „Kapiszon”, energiczny dziewięćdziesięciosiedmiolatek o niepozornej posturze, potężnym głosie i śmiałym spojrzeniu schowanym za ciemnymi okularami (wygląda w nich jak weteran z hollywoodzkiego filmu). Ewidentnie skoncentrowany na swoich obowiązkach, do których należy wygłaszanie szkolnych pogadanek, wydaje się nieciekawy innych tematów. Tak się składa, że mieszkamy w jednym bloku. Czasami w windzie nachodzi mnie pragnienie, żeby przełamać small talk i zapytać o przeszłość. Łapię się wtedy na tym, że nie widzę w nim człowieka, sąsiada, tylko powstańca. A przecież w tej chwili nie ma opaski na ramieniu. Milczę więc zakłopotany lub narzekam na upał.
Pamięć o powstaniu jest żywa jak nigdy, czego dowodem pierwszosierpniowa minuta, w której co roku zamiera Warszawa i inne polskie miasta. Pamięć o powstaniu jest też zabezpieczona. Świadectwa jego uczestników zostały zebrane, zdeponowane i udostępnione w ramach odpowiednich instytucji. Chciałoby się powiedzieć powstańcom: wasza misja jest już skończona, możecie odpocząć. Tylko co to znaczy? „Szczęście to jest taka trochę iluzja, złudzenie” – śpiewa Matlingiewicz słowa Haliny Bieżan-Glonek. Szczęściem jest to, że przeżyłem/am – odpowiadają wreszcie powstańcy. Przyparci do muru.
<p class="text-align-right">13-08-2025</p>
Muzeum Powstania Warszawskiego
Co dla Pani/Pana znaczy być szczęśliwą/ym
reżyseria: Katarzyna Szyngiera
scenariusz: Weronika Murek
muzyka: Bartosz Dziedzic
scenografia, kostiumy, światło: Milena Czarnik
wideo: Weronika Murek, Katarzyna Szyngiera, Michał Stajniak, Janusz Dąbkiewicz
wizualizacja: Natan Berkowicz
obsada: Marcin Czarnik, Aleksandra Matlingiewicz, Marcin Ułanowski (perkusja), Wanda Teresa Chmielewska, Irena Paśnik, Halina Bieżan-Glonek, Jerzy Łakomski, Stanisław Lipiński, Jerzy Czerski, Stefan Maciąg, Zbigniew Daab, Jan Sałkowski, Jerzy Paczowski oraz inni członkowie społeczności Domu Powstańca
premiera: 03.08.2025
Co dla Pani/Pana znaczy być szczęśliwą/ym, reż. Katarzyna Szyngiera, Muzeum Powstania Warszawskiego
Oglądasz zdjęcie 4 z 5