Dobre reakcje
Festiwal reAKCJE, Wrocław 18-22 listopada 2025

fot. Rafał Skwarek
1.
Takiego festiwalu we Wrocławiu zdecydowanie brakowało. Stolica Dolnego Śląska od dekad jest jednym z najważniejszych ośrodków teatru offowego, niezależnego, rozwijającego się obok instytucjonalnego obiegu. Ma pod tym względem wyjątkową historię: Jerzy Grotowski, Henryk Tomaszewski, Teatr Kalambur… W ostatnich latach także sporo się dzieje. Program Instytutu im. Jerzego Grotowskiego właściwie co miesiąc obejmuje kilka propozycji spoza głównego nurtu – projekty hybrydalne, eksperymentalne formy teatralne. Teatr Kambak, jedyny w kraju zawodowy teatr integracyjny, wreszcie ma własną siedzibę, a Kolektyw Kobietostan regularnie zaprasza na premiery.
Warto również przypomnieć o Nurcie OFF Przeglądu Piosenki Aktorskiej, który stał się festiwalem w festiwalu i zrobił wiele dla sceny niezależnej, dając artystom szansę na realizację często ryzykownych pomysłów. Szkoda, że tak wiele projektów kończy się na dwóch pokazach, choć ten model powoli się zmienia. Jeszcze bardziej żal Festiwalu Dolnośląskich Teatrów Offowych ZWROT, organizowanego przez Wrocławską Offensywę Teatralną, który zniknął tuż przed pandemią. Był to prawdziwy maraton offu i spotkań, z programem układanym możliwie demokratycznie – tak, by zderzały się skrajnie różne podejścia, estetyki i wrażliwości.
2.
Brakowało więc wydarzenia, podczas którego można by zobaczyć spektakle z całego kraju – najlepiej starannie wyselekcjonowane i pokazane w jednej, przyjaznej przestrzeni. Układ Formalny, o którym wcześniej świadomie nie wspominałem, próbuje wypełnić tę lukę Festiwalem reAKCJE. Na razie jest to jednak, użyjmy tej tautologii, próbna próba. Decyzja o przyznaniu dofinansowania ze środków Krajowego Planu Odbudowy zapadła dość późno, więc na przygotowanie festiwalu było niewiele czasu. Wspominam o tym, by podkreślić realia funkcjonowania offu.
Drugą istotną okolicznością był brak doświadczenia w organizacji festiwalu – to pierwsza tego typu impreza teatru. Ale kiedy indziej je zdobywać, jeśli nie teraz? To logiczny krok w rozwoju wrocławskiej grupy, która ma już własną siedzibę, renomę oraz wiele udanych projektów: od współpracy z Agatą Dudą-Gracz przy Fedrze, czyli historii flanelowego wstydu po wznowienia ważnego spektaklu Słowo na G. Od pewnego czasu działa też „Układ Otwarty – impresariat artystyczny” będący „odpowiedzią na potrzebę promowania i prezentacji niezależnej sztuki na profesjonalnej scenie”. Potrzeba ta jest ogromna, ponieważ znalezienie sceny odpowiadającej finansowym możliwościom i technicznym wymaganiom pozostaje chronicznym problemem offu, żyjącego w trybie wiecznej „gościnności”. Tym bardziej cieszy, że Centrum na Przedmieściu, gdzie rezyduje Układ, stało się przestrzenią przyjazną różnym inicjatywom.
Pomysł na reAKCJE był klarowny i prosty. W programie festiwalu znajdziemy opis, z którego wybieram dwie kluczowe deklaracje: „Cenimy wysoki poziom artystyczny, ale nie interesuje nas sztuka hermetyczna i niezrozumiała” oraz: „Mówimy o tym, co naprawdę ważne: o emocjach, codzienności, relacjach międzyludzkich, systemie i tematach społecznych”. Według tych kryteriów dobierano spektakle. Spośród ponad pięćdziesięciu zgłoszeń wybrano pięć tytułów – po jednym na każdy z pięciu dni festiwalowych. Po każdym pokazie odbywała się debata (do której wrócę później), a dzień zamykał koncert; wystąpili: Warstwy, Boysyrewicz, Odra Vice oraz Jan Marczewski. Całość opatrzono hasłem „Teatr jak realne narzędzie zmian”. To hasło, łatwe do skarykaturowania jako kolejny idealistyczny slogan, w kontekście reAKCJI funkcjonowało raczej jako pytanie niż gotowa odpowiedź.
3.
Ze dwa lata temu zapytałem koleżankę, która wtedy dużo jeździła po kraju i oglądała mnóstwo spektakli, jakie – jej zdaniem – są główne teatralne trendy. Odpowiedziała bez wahania: grzyby i terapia. To pozornie dowcipne uproszczenie okazało się zaskakująco celną diagnozą. Spektakl Grzybki w reżyserii Macieja Białoruskiego, według scenariusza Aleksandry Skraby (grającej w duecie z Elżbietą Zajko), idealnie mieści się w obu tych nurtach. Powstał w 2023 roku, kiedy polski teatr zdążyła opleść gęsta „grzybnia”, a wątki mykologiczne – podsycane nowymi ekopoetykami z ich wrażliwością na sieci powiązań, procesy rozkładu i formy nie-ludzkiego życia – pojawiały się jak grzyby po deszczu. Równolegle narastała fala scenicznej „terapii”, czyli spektakli przepracowujących traumy, kryzysy i niewydolność zastanych formuł życia rodzinnego, zawodowego i społecznego. Grzybki wpisują się w tę podwójną opowieść, przyglądając się kryzysowi od strony modeli rodzicielstwa.
Na scenie są dwie ciężarne kobiety, których przypadkowe spotkanie w poczekalni u ginekologa przeradza się w relację najpierw dającą poczucie wspólnoty doświadczenia, a z czasem wymykającą się spod kontroli. Skraba i Zajko budują bohaterki, które nie są jedynie nośniczkami tez o rodzicielstwie. Podchodzą do „swojej” ciąży z dystansem, autoironią, poczuciem humoru, ale też z bardzo ludzkim lękiem. Konstrukcja przedstawienia opiera się na kalejdoskopie scen, często prześmiewczych, jak teleturniej z pytaniem „Jak zareagował Karol z Klanu na wiadomość o ciąży?” czy przedszkolny wierszyk w kapeluszach muchomorów – trafnie obnażających klisze kulturowe, w których zanurzone jest rodzicielstwo.
Materiału, jak się wydaje, starczyłoby na kilka spektakli – od psychologicznego dramatu o toksycznej przyjaźni, przez rapowany koncert o trudach rodzicielstwa (osobne brawa za wykonanie piosenek), po improwizowane scenki o „typowych facetach” i podziale obowiązków. Na poziomie formy spektakl pozostaje jednak zaskakująco oszczędny: cztery krzesła, pudełko z rekwizytami, kilka projekcji i głos z offu porządkujący narrację według etapów rozwoju zarodka. Najmocniej działa chemia między wykonawczyniami, które sprawnie przełączają się między rejestrami, budując relację wymykającą się prostym kategoriom – odnaleźć w niej można przyjaźń, współuzależnienie, wsparcie i cichą rywalizację. Wychodzi więc na to, że, niestety lub na szczęście, nie jesteśmy grzybnią, a tworzenie sieci i symbiozy między ludźmi wymaga wysiłku, szczególnie gdy chętnie wtrącają się w to społeczeństwo, Kościół czy państwo.
4.
Depresja, podobnie jak inne zaburzenia nastroju, przestała być w ostatnich latach tematem wypieranym i „wstydliwym”. Chodzenie na terapię, jeszcze niedawno kojarzone z osobistą porażką, stało się czymś zwyczajnym, a nawet modnym, częścią miejskiego stylu życia i elementem tożsamości. Równolegle rozrósł się rynek poradników, podcastów i krótkich form psychoedukacyjnych. W tym szumie informacyjnym problem paradoksalnie zaczyna się rozmywać. Bywa nadmiernie zmedykalizowany albo spłaszczony do kilku haseł motywacyjnych. Depresja, o której miało się „wreszcie mówić”, wciąż pozostaje nieuchwytna, przygnieciona nadmiarem dyskursów.
Najbardziej brakuje systemowych rozwiązań w obszarze zdrowia psychicznego nastolatków. Temu poświęcone jest przedstawienie Duży Książę i Czarny Pies Stowarzyszenia Inicjatyw Twórczych w Legnicy, koncentrujące się na depresji młodzieży szkolnej, która i bez niej – w zdigitalizowanym świecie pełnym hejtu, postprawdy i propagandy – nie ma łatwo. Patrząc na dorosłych, młodzi widzą osoby zapracowane i pogubione, które same potrzebują pomocy. O tym, że bycie rodzicem jest wyzwaniem wiemy już z Grzybków – tutaj motyw ten powraca w bardziej gorzkim, mniej autoironicznym rejestrze.
Mimo to wielu dorosłych uważa, że „całkiem dobrze sobie radzi”. Tak myśli Matka tytułowego Księcia, beztrosko opowiadająca o swoich wychowawczych sukcesach fryzjerce, znajomej ze szkolnych lat. Jej zaskoczenie jest tym większe, gdy od nauczycielki dowiaduje się, że syn od tygodni nie pojawia się w szkole. Gdy chłopiec znika także z domu, pojawia się śledcza zadająca niewygodne pytania. Wtedy wychodzi na jaw, jak niewiele Matka wie o młodym człowieku dorastającym obok niej.
Pierwsza część spektaklu to precyzyjnie skomponowana przez Magdę Skibę (reżyseria) i Roberta Urbańskiego (tekst) sekwencja zazębiających się obrazów, rozpisana na cztery postaci, w które z dużą wprawą wcielają się na zmianę Joanna Gonschorek i Katarzyna Kaźmierczak. Ten duet w dalszej części ustępuje miejsca nagraniom z rówieśnikami Księcia, a następnie animacji. Ta, jako kontrapunkt dla dokumentalnych relacji ze szkoły, w kilku poetyckich obrazach nakreśla świat wewnętrzny chłopca targanego niepewnością, wstydem i strachem, których symbolicznym wcieleniem staje się tytułowy czarny pies. Spektakl kończy się zapewnieniem „To się jeszcze da naprawić”, wypowiedzianym z tak szczerą troską, że naprawdę chce się w to wierzyć. A nadzieja daje siły na wprowadzenie rzeczywistych zmian. W pełni zasłużona nagroda główna festiwalu.
5.
W centrum uniwersum spektaklu 20 DEN znajduje się wanna, niemal jedyny element scenografii. W tej wannie siedzą córka i jej matka. Pierwszą gra Julia Fidelus, druga pojawia się jako nieco upiorna, a zarazem zabawna lalka, przywodząca na myśl Muppety, którą również animuje Fidelus. Istotą jest więc ich relacja – a właściwie jej wspomnienie, bo matki już nie ma. Odeszła po chorobie nowotworowej. Stąd biorą się trudne pytania: kim staje się córka, gdy umiera matka. Kim jest córka bez matki.
W tej opowieści o przepracowywaniu odejścia bliskiej osoby dużo jest czułości, ale też pewnej bezkompromisowości. Przedstawienie sprawnie balansuje, zmieniając nastroje i perspektywy, między melodramatem, momentami ocierającym się o szantaż emocjonalny, a poetyką niewygodnych, czasem kompromitujących wyznań. Wzrusza i bawi, opowiada z wyraźnym poczuciem humoru, a zarazem skłania do myślenia o własnych relacjach z rodzicami.
Podczas rozmowy po spektaklu Fidelus przyznała, że widownia często jest przekonana, iż aktorka i reżyserka 20 DEN dzieli się własną historią. Część osób zostaje po oklaskach, by okazać jej wsparcie. Tymczasem spektakl powstał na podstawie powieści Bezmatek Miry Marcinów. Fidelus przepuściła ten materiał przez siebie, nadała mu wiarygodność i intymność. Swój monodram zrealizowała na III roku aktorstwa, w ramach zajęć „Teatr ożywionej formy”, przy artystycznej opiece Natalii Sakowicz. Dalsze jego losy potoczyły się w obiegu offowym, w którym, zdaniem artystki, dzieje się dziś wiele wartościowych eksperymentów z pogranicza teatru dramatycznego i teatru form.
Spotkanie z Bezmatkiem, żywym i niejednoznacznym świadectwem doświadczenia żałoby, stało się dla Julii Fidelus impulsem do stworzenia 20 DEN. Dla Sebastiana Słomińskiego podobnym impulsem była książka reportażowa Wojciecha Tochmana. On również przepuszcza materiał przez własną wrażliwość, wraz z reżyserem Marcinem Bortkiewiczem układając bardzo intymną opowieść o księdzu uzależnionym od seksu i zakażonym wirusem HIV. Powstał z tego monodram-zwierzenie, ujęty w formę homilii, którą bohater wygłasza niemal codziennie w myślach, lecz nigdy nie zdobędzie się na to, by wypowiedzieć ją przed parafianami, wśród których cieszy się dobrą reputacją. To próba bluźnierczego dialogu z Bogiem – z tym, który „stworzył go takim”, jakim nigdy nie zostanie zaakceptowany.
Widzowie stają się świadkami jego wewnętrznej psychomachii: stopniowego emocjonalnego i psychologicznego odsłonięcia, spowiedzi, przemiany, ogołocenia. W pewnym momencie bohater zdejmuje sutannę w półmroku zaledwie trzech kościelnych gromnic. Kontekst religijny jest tu kluczowy. Podsyca wewnętrzne konflikty poczuciem grzechu i wyjątkową, w tych okolicznościach, hipokryzją. Jednocześnie Wściekły pies, w brawurowym wykonaniu Słomińskiego, za które aktor otrzymał nagrodę na festiwalu, zyskuje wymiar uniwersalny. To w istocie przejmująca historia nieodwzajemnionej miłości.
Tak się bowiem złożyło, że jako dziecko, wychowane faktycznie bez matki i z chłodnym, emocjonalnie niedostępnym ojcem, bohater znalazł ciepło i bliskość w księdzu Piotrze. Albo, jak sam sugeruje, tylko mu się tak wydawało. W tym sensie Wściekły pies nie jest ani prostym aktem oskarżenia instytucji, ani próbą psychologicznego usprawiedliwienia bohatera. To raczej studium tego, jak destrukcyjnie działa połączenie niespełnionej potrzeby miłości, represyjnej normy i braku realnego wsparcia.
6.
Rzecz jasna, jak to zwykle bywa, rozmach festiwalu był ściśle uzależniony od pozyskanych środków. Zobaczyliśmy spektakle minimalistyczne, mobilne, łatwe do zaadaptowania do niemal każdej przestrzeni, takiej zresztą, jaką Układ Formalny faktycznie dysponuje. Były to przedstawienia zrobione z pasją, podejmujące ważne zagadnienia i zadające dotkliwe pytania.
Żałuję, że nie mogłem zobaczyć Zbroi duetu Weronika Zajkowska i Michał Murawski. Projekt „o ciele, samo-bronieniu i przyjaźni” zapowiadał się jako interesujący eksperyment, korzystający „ze środków teatru ożywionej formy, spontanicznego pisania tekstu i teatru fizycznego”. Podobnie żałuję, że ominęło mnie performatywne słuchowisko A na mnie wyrosną truskawki według sztuki Macieja Rabskiego. To bardzo utalentowany aktor, reżyser i dramaturg, któremu Układ Formalny zawdzięcza dwa ważne spektakle: pełen wrażliwości na wyobraźnię najmłodszych widzów, zabawny i mądry W stronę słońca oraz Dzień ojca, w którym znalazłem kilka wyjątkowo mocnych fragmentów o relacjach z ojcem, najmocniejszych, jakie słyszałem od czasów Ojcze nasz Artura Pałygi. Nic dziwnego, że trzymam kciuki za jego sztukę, która na kilka dni przed rozpoczęciem festiwalu trafiła do finału IV edycji Konkursu o Nagrodę Dramaturgiczną im. Tadeusza Różewicza.
Na koniec warto podkreślić dwie rzeczy, które należy zaliczyć do najważniejszych atutów pierwszej, i oby nie ostatniej, edycji reAKCJI. Po pierwsze – przyjazną, pozbawioną patosu atmosferę, zachęcającą do uczestnictwa i realnie skracającą dystans między sceną a widownią. Jej twarzami, choć pracowała na nią cała ekipa Układu Formalnego, byli Rafał Pietrzak i Przemysław Furdak. Oprócz prześmiewczych zapowiedzi spektakli prowadzili, i to jest drugi atut, debaty po każdym pokazie. To właśnie wtedy można było poczuć, jak wiele daje pozostanie z obejrzanym spektaklem o te trzy kwadranse dłużej: możliwość zadania pytania twórcom, skonfrontowania się z innymi interpretacjami, podzielenia się własnymi „reAKCJAMI”. Jeśli festiwal będzie miał ciąg dalszy, warto, by właśnie ten element – praca z publicznością, budowanie przestrzeni rozmowy – pozostał jednym z filarów wrocławskiej imprezy, wydarzenia, na które, powtórzę raz jeszcze, miasto spotkań zdecydowanie zasłużyło.
<p class="text-align-right">17-12-2025</p>
Festiwal reAKCJE
Wrocław, 18–22listopada 2025
Festiwal reAKCJE, Wrocław, 18–22 listopada 2025
Oglądasz zdjęcie 4 z 5















