Czego ode mnie chcecie?
Ina. Wolisz kiedy się śmieję, reż. Katarzyna Dudzic-Grabińska, Teatr Muzyczny w Gdyni

fot. Marek Zimakiewicz
Enigmatyczn Ina Benita, pierwsza polska femme fatale i gwiazda międzywojennego kina pojawia się już w tytule przedstawienia Katarzyny Dudzic-Grabińskiej. Urodzona w 1912 roku aktorka… Chociaż może powinno być: w 1916 roku? Albo jeszcze później? Ale właściwie jakie to ma w ogóle znaczenie? Przedstawienie w reżyserii Dudzic-Grabińskiej, pierwsza premiera Teatru Muzycznego w Gdyni w rozkręcającym się właśnie sezonie, to wielowarstwowa herstoria, która, co prawda przygląda się faktom i prezentuje dokumenty, jednak jej celem nie jest zrekonstruowanie nieznanej biografii Benity. Ina. Wolisz, kiedy się śmieję to opowieść pełna czułej (auto)ironii, subtelnie czerpiąca z tradycji broadwayowskich evergreenów z kategorii metateatr, stawiająca przede wszystkim pytania o istotę kobiecego aktorstwa.
Inicjatorką projektu jest Katarzyna Kurdej-Mania, ceniona aktorka i wokalistka związana z Teatrem Muzycznym w Gdyni o ponad dwóch dekad. Dwa lata temu, poszukując tematu do aktorskiej eksploracji, zaczęła przyglądać się bliżej historii Benity, gwiazdy intrygującej, ale raczej nieobecnej w zbiorowej wyobraźni i rzadko wspominanej. Postać międzywojennej artystki i jej skomplikowane, zaciemnione w wielu momentach losy zajęły Katarzynę Kurdej na tyle mocno, że postanowiła przełożyć je na sceniczną rzeczywistość. Do projektu zaprosiła siostrę, popularną i uznaną aktorkę Barbarę Kurdej-Szatan; poetkę i pisarkę Agnieszkę Wolny-Hamkało oraz reżyserkę i tłumaczkę Katarzynę Dudzic-Grabińską. Spotkanie to zaowocowało pomysłem na wielowarstwową teatralną opowieść. Postać gwiazdy czarno-białego kina jest tej opowieści fundamentem, ale nie zasadniczym obszarem. Tajemnicza Ina pełni tu bardziej rolę metafory niż żywej postaci – inicjuje narrację i wskazuje jej potencjalne kierunki, pozwala odbijać się i przetwarzać, ale też staje się planem reinterpretującym swoiście losy współczesnych twórczyń.
Gdyńskie przedstawienie zaczyna się z pompą i zwrotem akcji rodem z najlepszych musicalowych tradycji. Za kotarą ustawionego w centrum Sceny Kameralnej okrągłego podestu pojawia się kobieca postać (Katarzyna Kurdej-Mania), która mocnym głosem wyśpiewuje obdartą z romantyzujących fantazji autoprezentację – codzienność aktorki uwikłanej w dramatyczne realia początków XX wieku. Ostentacyjnie teatralne, ogniste światła, błyski i cienie, nasycone barwy – sceniczny krajobraz uruchamia powidoki międzywojennego blichtru. I kiedy teatralne napięcie sięga zenitu, scena urywa się gwałtownie. Okazuje się, że występ ukrytej za kotarami piękności w lśniącej, czerwonej sukni to tylko aktorska wprawka, przerwana pojawieniem się ubranej w wygodny strój do ćwiczeń innej kobiety (Barbara Kurdej-Szatan). Te pierwsze fragmenty gdyńskiego przedstawienia bardzo sprawnie i klarownie wprowadzają nas w sceniczny mikroświat, przedstawiając czytelnie jego realia i postaci. Obie kobiety to siostry i aktorki, a ich spotkanie na teatralnym zapleczu to próba do nowego przedstawienia – jego tematem ma być zagadkowe życie Iny Benity. To zawodowe spotkanie od początku podszyte jest nutką zagadkowości. Gdzie jest reżyserka? Gdzie autorka scenariusza? Niejasność sytuacji schodzi jednak na dalszy plan, kiedy kobiety zaczynają podążać śladami tajemniczej gwiazdy. Wyczytywane z przygotowanych na próbę materiałów, częściowo przywoływane z pamięci strzępy biografii Benity układają się w fascynujący, w wielu punktach ambiwalentny kolaż. To jednak tylko najbardziej powierzchniowa warstwa całej opowieści.
Prosty, a zarazem błyskotliwy pomysł „zamiany ról” jest tu punktem wyjścia dla wielu zabawnych momentów, ale też i przejmujących, a niekiedy po prostu bolesnych refleksji. Barbara (Katarzyna Kurdej-Mania) to znana z telewizji i dużego ekranu aktorka „z Warszawy”, odnosząca frekwencyjne i finansowe sukcesy, występująca w reklamach, nieustannie obecna w mediach społecznościowych. Katarzyna (Barbara Kurdej-Szatan) to jej starsza siostra – świetna aktorka, ale jej sukcesy mają bardziej hermetyczny i lokalny charakter. Obie wiele łączy (macierzyństwo, troska o zawodową jakość), ale też i dzieli (zawodowy status i wynikające z niego „środowiskowe” możliwości). Te różnice budują dwie odmienne perspektywy postrzegania kobiecej pozycji w scenicznym świecie – różnorodność potrzeb i zasobów, odrębność planów oraz marzeń. Swoistym „metatekstem” dla obu tych narracji staje się doświadczenie Iny. Życie urodzonej na progu poprzedniego stulecia kobiety, jej droga do scenicznej pracy i kariery, sukcesy, porażki, zmagania z oczekiwaniami publiczności. W tekście napisanym przez Wolny-Hamkało i „zespół” czuć wielość osobistych doświadczeń, nie tylko tych aktorskich. Przypadek Iny staje się punktem wyjścia do rozmowy o nich. Twórczynie nie boją się trudnych, przede wszystkim z uwagi na wewnętrzne skomplikowanie, wątków, dzielą się tymi doświadczeniami na rozmaite sposoby, nie tylko na serio.
Reżyserka przedstawienia zadbała bowiem o różnorodność: zarówno w sferze tej namacalnej teatralnej materii (świetna praca z rekwizytem, tempo i moderowanie scenicznej przestrzeni), lecz także w krajobrazie znaczeń i emocjonalnych napięć. Jedną z największych wartości tego przedstawienia na pewno jest jego bezpretensjonalność – gdyńska Ina jest momentami efektowna (znakomite choreografia Michała Cyrana oraz scenografia i kostiumy Krystiana Szymczaka), lecz nigdy efekciarska. Ogromna w tym zasługa siostrzanego aktorskiego duetu sióstr Kurdej. Czuć, że to ich temat, ich słowo, ich przedstawienie. Naprawdę świetna, bardzo szczera aktorska robota. Na osobną uwagę zasługują momenty śpiewane (bardzo dobrą muzykę do przedstawienia stworzył Piotr Mania), w których obie aktorki wypadają wyśmienicie. Wiem, jestem w teatrze muzycznym, tu nikt nie zaśpiewa źle. Ale w tym przypadku do warsztatu i interpretacyjnego czucia dochodzi coś jeszcze. Nie do końca umiem to nazwać. Ale mam intuicję, że Ina Benita też to miała.
„Czego ode mnie chcecie?” – wykrzykuje głosem aktorek-sióstr Ina Benita. To z jednej strony okrzyk rozpaczy nad chylącym się ku wojennej apokalipsie światem, nad zmiecionymi przez wojnę ambicjami i planami. Ten krajobraz dwudziestowiecznej tragedii majaczy bowiem nieustannie na horyzoncie scenicznego świata. Z drugiej to gwałtownie wyrzucona frustracja – rozczarowanie nieprzystawalnością marzeń do (około)scenicznej rzeczywistości. Pobrzmiewa zawsze w tym okrzyku jeszcze jedno: ta wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju nutka zaczepnej ciekawości, która prowokuje aktorkę do spojrzenia w głąb, do autorefleksji. I do dalszej pracy. Bo o tym też w znaczącej mierze opowiada ta historia – tak, aktorstwo to zawód, ale zawód, który może poprowadzić do egzystencjalnego spełnienia. A jeśli nie, to przynajmniej sprezentuje od czasu do czasu trochę dobrej zabawy – zdaje się mówić Ina w ostatnich scenach gdyńskiego przedstawienia, tak świetnie łączącego fantazję o przygasłej gwieździe z bardzo aktualnymi refleksjami o kobiecym doświadczeniu scenicznej pracy. Szczerej pracy wielu kobiet, z których każda bardzo odważnie wniosła do tego teatralnego świata cząstkę swojej osobistej sprawy.
<p class="text-align-right">01-10-2025</p>
Teatr Muzyczny w Gdyni
Ina. Wolisz, kiedy się śmieję
Scenariusz: Agnieszka Wolny-Hamkało i zespół
Reżyseria i dramaturgia: Katarzyna Dudzic-Grabińska
Muzyka: Piotr Mania
Scenografia i kostiumy: Krystian Szymczak
Choreografia: Michał Cyran
Asystentka: Małgorzata Frey
Obsada: Barbara Kurdej-Szatan i Katarzyna Kurdej-Mania
Premiera: 22 sierpnia 2025, Scena Kameralna
Ina. Wolisz kiedy się śmieję, reż. Katarzyna Dudzic-Grabińska, Teatr Muzyczny w Gdyni
Oglądasz zdjęcie 4 z 5