Ach, ten Mozart...
Idomeno, reż. Marek Weiss, Polska Opera Królewska

fot. Karpati&Zarewicz
W nieocenionym kompendium Piotra Kamińskiego Tysiąc i jedna opera można przeczytać, że Mozart pracując w 1780 roku w Monachium nad operą Idomeneo zamówioną przez tamtejszy dwór nigdy, ani wcześniej ani później, nie dysponował tak dobrym librettem i tak świetną orkiestrą. Miał już wtedy dwadzieścia pięć lat i był dojrzałym kompozytorem. Do solistów miał zastrzeżenia, wielokrotnie zmieniał i poprawiał ich partie, jednak stworzył arcydzieło, właściwie rodzaj dramatu muzycznego. Nawet nie potrzebuje ono teatru – słuchając tej muzyki jak symfonii, też doznaje się silnych przeżyć. Czemu rzecz nie zyskała popularności podobnej do późniejszych dzieł Wolfganga Amadeusza? Może dlatego, że w Idomeneo nie ma niczego „do uśmiechu”, to prawdziwa opera seria. Bardzo rzadko, nie tylko w Polsce, wykonywana. Wystawiła ją przed laty dawna Warszawska Opera Kameralna w inscenizacji Ryszarda Peryta i Andrzeja Sadowskiego.
Dziś Idomenea w Polskiej Operze Królewskiej dołączył do swego ogromnego dorobku wybitny reżyser Marek Weiss. Z ponad stu pięćdziesięciu (!) zrealizowanych premier wspomnijmy choćby pamiętne a znakomite: Mackbetha Verdiego i Raj utracony Pendereckiego w Warszawie, czy Czarną maskę Pendereckiego w Gdańsku. Swą drogę twórczą opisał w ciekawej książce (a pisze świetnie) Biały wieloryb. W pogoni za ideałem teatru operowego (PWM, 2023). Ostatnio oczy i uszy mogło cieszyć jego prapremierowe przedstawienie bardzo interesującej współczesnej opery Krzysztofa Meyera i Antoniego Libery Ślepy tor na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej (2023), a w nadchodzącym sezonie wyreżyseruje tam Falstaffa Verdiego.
Zgodnie z aktualną tendencją, w wystawionym arcydziele z operowej przeszłości Weiss zawarł interpretacyjny koncept czytelny dla współczesnego widza. Ponieważ, jak słusznie stwierdził, w Ideomeneo toczy się wiecznie aktualna walka dobra ze złem, obecnie takim złem jest Rosja. Uosobieniem groźnego mocarstwa uczynił... carycę Katarzynę. Jej postać ukazała się na tle kurtyny. Naprzeciw, w reprezentacyjnej loży zasiadł król Stanisław August Poniatowski (Wojtek Gierlach). Gdy wchodził, padły na niego teatralne światła i dał znak na rozpoczęcie widowiska. Epoka tego konceptu zgadza się z epoką powstania Idomenea. Życie Mozarta biegło w czasach, gdy rozpadała się Polska. Łazienki, jeden z najpiękniejszych i najstarszych parków w Europie, z co najmniej jednym (Biały Domek) zachowanym bez uszczerbku obiektem, powstał z woli króla Stanisława Augusta. W wybudowanym tam Teatrze oglądał niejedno przedstawienie. Na barwnym plafonie wnętrza Teatru widnieje Apollo powożący kwadrygą z rozpędzonymi końmi, a wokół fruwają pulchne Amorki. Legenda głosi, że półnagi Apollo przedstawia... królewską osobę. W rzeczywistości Stanisław August był bezradny w związku (zbyt bliskim niestety) z wszechwładną Katarzyną. Portrety obojga zamieszczono w drukowanym programie Idomenea.
Czy w przedstawieniu Polskiej Opery Królewskiej Weiss zbliżył się do swego ideału teatru operowego? Niewiele tam się dzieje. Publiczność kierująca wzrok ku miejscu gry ogląda albo falujące morze na projekcji, albo pustą scenę ze złotymi strugami po bokach, krągłym wyniesieniem w środku, i oknem. Kiedy padają słowa o burzy na morzu albo o potworze, okno zabarwia się ogniście. Chór i soliści kolejno wchodzą zza kulis, stają, wykonują, co trzeba i wychodzą. Może tak właśnie powinno być w operze? Jednak silniej przekonują spektakle, w których teatr, cała warstwa wizualna ściśle splata się ze słuchową. A w tym Idomeneo dramat rozgrywa się w głosach śpiewaków i dźwiękach orkiestry. I jest to dramat poważny: zagrożenie śmiercią, rywalizacja o kochanego mężczyznę, konflikt naczelny ludzi i bogów, i przyziemny – Kreteńczyków z Trojanami; pogłębia się trudna relacja ojca z synem.
Dramat stał się widoczny na scenie dzięki postaci Elektry. Piękny sopran Gabrieli Kamińskiej i cała jej ruchliwa osoba wyrażały na zmianę gniew, nadzieję i szaleństwo. Wspierała to czerń ubioru i dwie tańczące Furie – figury wprowadzone przez reżysera. Ubrane w intensywną czerwień, nie odstępowały Elektry w najróżniejszych układach rąk, głów i gołych nóg. Tylko czemu ich ruchy były tak symetryczne? Czyż naprawdę atak furii, jaki ogarnia człowieka, ma coś wspólnego z symetrią? Kamińska na szczęście temu się nie poddała, śpiewała ze swobodą i doprawdy nadzwyczajnie. Frazom lirycznym nadawała bogate brzmienie i płynność, a te dramatyczne pełne były tak przejmującej szczerości i mocy, jakie rzadko niesie operowy teatr. Kulminacja jej wściekłej rozpaczy poprzedziła pogodny finał: bóg morza Neptun odstąpił od żądania, by król Krety zabił własnego syna i lud wiedziony przez Arcykapłana, wzniósł radosny śpiew. Podobne zderzenia przeciwnych emocji charakteryzują całą tę niezwykłą partyturę. Mozart głosy chóru o różnych scenicznie obliczach ułożył w zmienne faktury, do orkiestry wprowadził niestosowane dotąd przez niego instrumenty: klarnety, rogi, flet piccolo. Słychać było, że muzyków cieszy płynąca z ich gry, w większym niż zwykle składzie – niesłabnąca energia. Towarzyszyli z oddaniem niezawodnym solistkom POK, Marcie Boberskiej (Ilia) i Annie Radziejewskiej (Idamante). Tenory Sylwestra Smulczyńskiego (Idomeneo) i Jacka Szponarskiego (Arbace) dobrze wpasowały się w tę sieć głosów. Na koniec ubarwił ją głęboki bas Wojtka Gierlacha, czyli króla Stanisława Augusta w roli wybaczającego Neptuna.
Szkoda tylko, że mozartowską osobowość odebrały artystom kostiumy rodem z dzisiejszej ulicy. Powierzono je nowym nazwiskom w świecie opery: to duet projektantów mody, jaki powołali Mariusz Brzozowski i Marcin Paprocki. Najdziwniej ubrali walecznego Idamantesa: w noszone obecnie szerokie jasne spodnie, bluzę z jasnoniebieskich piórek, potem ze złotych blaszek. Ufna, zakochana Ilia otrzymała czarną, szeroką długą suknię; może oznaczała żałobę, skoro z jej śpiewanych słów dowiadujemy się, że straciła ojca i braci. Elektra przybrała spotykany teraz strój gotyckiego wampira, i srebrne wisiorki zwisały jej z rąk. Idomeneo wyrzucony na brzeg morza, czyli siedzący na skraju proscenium, wyglądał bardzo modnie: biała koszula z dużym kołnierzem, ciemna kamizelka z łańcuszkiem, a w spodniach wyszarpane dziury. Później wdział biały garnitur – w podobnym przybył na przedstawienie niejeden widz. Jedna caryca (Tatiana Hempel-Gierlach), która wstąpiła na scenę w III akcie, miała na sobie dworską suknię z epoki i padła w tej sukni zasztyletowana przez Idamantesa.
Można sobie drwić (co czynię), jednak prawdą jest, że niełatwo dziś ubrać artystów występujących w operach Mozarta. W staroświeckich sukniach trzeba inaczej się poruszać, ściskać brzuch i biust gorsetem, dłońmi specjalne wykonywać gesty. Panowie powinni chodzić na obcasach i w perukach. Żywy niegdyś nurt rekonstrukcji, wiernej bądź cząstkowej, historycznego stylu niknął ze sztuki teatru. Wszystkie atrybuty wizualne XVIII-towiecznego świata – świata Mozarta – diabelnie nie pasują do naszych czasów. A geniusz z Salzburga okazał się ponadczasowy. Czy kiedyś jeszcze jakieś jego dzieło ukaże się w operze w estetyce nowoczesnej, lecz takiej, której formy i kolory pozostaną w zgodzie z cudem mozartowskiej muzyki? Zobaczymy.
*
Opisana premiera Idomenea otworzyła doroczny Letni Festiwal Polskiej Opery Królewskiej (31 maja – 19 lipca 2025). Już ósmy. Tym razem tematem Festiwalu była Opera Seria. Wybrano z repertuaru POK przedstawienia dzieł Purcella (Dydona i Eneasz), Moniuszki (wileńska wersja Halki), i twórców XX-wiecznych: Brittena Porwanie Lukrecji oraz prapremierowo tu wystawione (naprawdę godne polecenia) utwory Polaków – Hi&tory wg Gombrowicza Michała Dobrzyńskiego i Noc kruków Zygmunta Krauze. Nowością w programie stał się powrót do Imenea Georga Friedricha Haendla z dawnego repertuaru dawnej Warszawskiej Opery Kameralnej (1998). Premierę tę zaplanował zmarły niedawno dyrektor Polskiej Opery Królewskiej, i doświadczony śpiewak Andrzej Klimczak, wtedy w obsadzie Imenea. Teraz spektakl był dedykowany Jego pamięci. Uszanowano Jego koncept inscenizacyjny, a czołowe role zaśpiewali niegdysiejsi Jego partnerzy: Olga Pasiecznik, Marta Boberska i Robert Gierlach – wszyscy troje, po latach, w zadziwiającej formie wokalnej.
<p class="text-align-right">25-06-2025</p>
Polska Opera Królewska
Idomeneo
Wolfgang Amadeus Mozart
Libretto: Giambattista Varesco
Kierownictwo muzyczne, dyrygent: Dawid Runtz
Inscenizacja i reżyseria: Marek Weiss
Współpraca reżyserska, choreografia: Izadora Weiss
Scenografia: Wiesław Olko
Współpraca scenograficzna: Łukasz Kwietniewski
Kostiumy: Paprocki&Brzozowski
Projekcje: Marek Zamojski
Obsada: Marta Boberska, Sonia Dettlaff, Wojtek Gierlach, Tatiana Hempel-Gierlach, Karol Kozłowski, Gabriela Kamińska, Paweł Michalczuk, Anna Mikołajczyk, Magdalena Pluta, Anna Radziejewska, Sylwester Smulczyński, Jacek Szponarski, Julia Witczak, Mateusz Zajdel, Nikola Zientarska oraz Zespół Wokalny Polskiej Opery Królewskiej, Orkiestra Polskiej Opery Królewskiej
Premiera: 31 maja 2025
Idomeno, reż. Marek Weiss, Polska Opera Królewska
Oglądasz zdjęcie 4 z 5